niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 28 - Ratunek

Pique zaczynał już tracić nadzieję, kiedy nagle zobaczył zakrawawionego, zmokłego Lobo, który wlókł się w jego kierunku. Chłopak jeszcze nigdy nie cieszył się na widok psa tak bardzo jak teraz. Podbiegł do niego i zaczął tarmosić i przytulać.
-Nie zabili ci tam, tak pieseczku? Nie zabili cie, chcieli cie zabić, ale ty przeżyłeś! Dobry Lobo, kochany Lobo, twoja pani też żyje, prawda? Dalej Lobo, prowadź do pani! - wyszeptał mu do ucha. Najpierw jednak sprawdził, cze psu nic poważnego się nie stało. Widocznie dostał strzał w głowę, jednak kula nie była dokładnie wycelowana, więc tylko zamroczyła psa. Pies pobiegł przodem, a Pique za nim. Kiedy byli już blisko, pies nagle przystanął. Pique zrozumiał. Dziewczyna była związana, a nad nią stało trzech zamaskowanych mężczyzn.
-Posłuchaj, masz czas do jutra, Pique musi odejść z Barcelony, inaczej skończysz, jak twój durny kundel! Zrozumiałaś?! - groził jej pierwszy z nich.
-Mój pies żyje.
-Nie żyje durna babo! Pokazać ci zwłoki?
-Dobra, pokażcie, wtedy może wam uwierzę. Ale nie pokażecie, bo on żyje - Paula zachowywała się wyjątkowo bezczelnie. Po chwili, kiedy prześladowcy się odwrócili, zagwizdała cicho. Wtedy Lobo nadstawił uszu i zaskomlił w odpowiedzi.
-Dobra Lobo, teraz masz szanse uratować ją, rozumiesz to? Zanieś jej to, ale tak, żeby cie nie widzieli, weź pistolet, przynieś mi go i uciekasz, rozumiesz? - Pique ufał psu, wiedział, że ten da radę, więc bez wachania powierzył mu niebezpieczna misje. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle, jeden z prześladowców, nie walnął dziewczyny z liścia w twarz. Wtedy pies nie wytrzymał i z dzikim rykiem skoczył na niego, przewracając go. Wtedy inni od razu rzucili się koledze na pomoc. Pique zaklął cicho, chwycił leżący koło niego najbliżej pistolet i wycelował w leżącego.
-Lobo, zostań! Ręce do góry, albo po waszym koledze nie będzie już co zbierać! - Pique spojrzał na Paulę, chciał sprawdzić, czy nic jej nie jest.
-Zdejmij mu kominiarkę, to jest Filip! - krzykneła. Pique, nadal mierząc w jego głowę, pochylił się nad porywaczem, na którym siedział Lobo. To rzeczywiście był Filip. Pique chciał mu coś zrobić, jednak Paula go powstrzymała.
-Uważaj, są za tobą! Pique, odwróć się! - krzykneła, jednak za późno. Pique poczuł silne uderzenie w głowę, a potem zapanowała ciemność. Wtedy Paula nie wytrzymała. Wrzeszczała najgłośniej, jak tylko mogła, mimo, że porywacze grozili jej, że skończy tak samo jak Pique. Jednak Lobo szybko odnalazł scyzoryk, przyniósł go dziewczynie i rozciął jej więzy. Filip to zauważył. Przybliżył twarz do jej twarzy.
-Oj, kochanie, już nas opuszczasz? Nie pozwolimy na to, co nie chłopaki? - powiedział złowieszczym tonem i zaczął się śmiać. Tego dziewczynie było za dużo. Z całej siły kopnęła go miedzy nogami i zabrała jego pistolet.
-Odsuń się, bo strzelę!
-Myślisz, że ci uwierzymy? Durna babo, przecież widzę, jak trzęsą ci sie ręce. Nie strzalisz - do rozmowy wtrąciło się dwóch pozostałych porywaczy. Jednak odpowiedział im strzał i jęk bulu Filipa, który upadł na ziemie, krwawiąc.
-I co? Nie strzelę? Odsuńcie się! Rzućcie broń! Ręce do góry! - krzykneła. Wtedy nagle usłyszała krzyk Fabregasa. Odwróciła się, za nią stali chłopcy, byli w szoku.
-Ruszcie się, do cholery! Pomóżcie mi! - krzykneła, po czym upadła. Ostatnią rzeczą, jako poczuła, był okropny ból, pod żebrami. Kiedy odzyskała przytomność, zobaczyła, że leży na kolanach u Jordiego.
-Co sie stało? Skąd ty sie tu wziąłeś, gdzie jest Pique?
-Stało się to, że dostałaś od tego gościa nożem pod żebra, jednak nic poważnego raczej się nie stało. Już zrobiłem ci opatrunek, karetka za chwile przyjedzie, a Pique leży nieprzytomny, chłopacy prubują jakoś go dobudzić, jednak jest ciężko, bo dostał gałęzią w głowę i stracił dużo krwi. Aha, a ja tu się wzięłem stąd, że Pique zadzwonił do Fabsa, a Fabs do mnie.
-Cholera, to wszystko moja wina - Paula zaczęła płakać.
-Właśnie że nie! Wszystko będzie dobrze, uwierz mi!
-A Pique gdzie, muszę go zobaczyć!
-Napewno tego chcesz? Jest w bardzo ciężkim stanie.
-Tak! - dziewczyna była zdecydowana, więc Jordi nie chciał się już dłużej upierać. Zaprowadził dziewczynę, do Gerarda, który leżał z głową owiniętą przesiąkniętym krwią bandażem. Kiedy go zobaczyła, z jej oczu poleciały łzy. Uklękła koło niego, położyła jego głowę na swoich kolanach i delikatnie go pocałowała.
-Kocham cię - wyszeptała ze łzami w oczach - Przepraszam, to moja wina, nie chciałam naprawdę.
Wtedy Pique otworzył na chwilę oczy i uśmiechnął się.
-Paula, to ty. Kocham cię, moim marzeniem było spotkać kogoś takiego jak ty. Żegnaj - wyszeptał, nadal się uśmiechając.
-Nie! Pique, nie, spójrz na mnie! Wszystko będzie dobrze, proszę cię! Nie! Nie rób mi tego! - dziewczyna już nawet nie próbowała ukryć tego, że płacze. Wtedy przyjechała karetka, z której ludzie od razu zajęli się Gerardem.
-Nie wiemy czy przeżyje, jego obrażenia są bardzo poważne, jednak ma silny organizm. Jednak w jutrzejszym meczu nie ma szans, żeby wystąpił, ty też nie powinnaś - powiedział lekarz, po o obejrzeniu poszkodowanego.
-Nie ma mowy, ja gram, muszę to zrobić, dla niego.
-Dobrze, możesz, ale na własne ryzyko. Uważam jednak, że powinnaś zostać z nim.
-Zostanę, przynajmniej dopóki się nie obudzi. Muszę to zrobić. On uratował moje życie.

6 komentarzy:

  1. Jakie cudowne *.*
    ale jaki horror, aż sie boję co z nimi będzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieję że będzie wszystko ok ,świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. muszą przeżyć!!!
    genialnie piszesz :*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział licze na to że wszystko bedzie ok do następnego :P

    OdpowiedzUsuń
  5. przypadkiem natknęłam się na tego bloga i tak czytam i czytam i muszę stwierdzić że to opowiadanie jest takie inne przez co wiele zyskuje na wartości. ;)

    // zapraszam
    deutsch-herz.blogspot.com
    te-quiero-para-siempre.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń